Pamiętam tylko jeden wykład z
kursu łowieckiego, na który tak niedawno uczęszczałam. Wykład o historii i
tradycji myśliwskiej. Wygłoszony z pasją i prawdziwym znawstwem, poparty cytatami,
ilustracjami i historycznymi zapisami. Jedyny, którego mogłabym słuchać bez
końca.
Pamiętam,
eleganckiego starszego pana z wąsem nonszalancko podwiniętym na końcach i
rozwianą szpakowatą czupryną. Człowieka, który snuł opowieść niczym bard, żyjący
w czasach o których opowiadał. Historia którą przede mną rysował obezwładniła
mnie i bez protestów przeniosła, aż do początków.
/źródło/ |
Wędrowałam z
nim po komnatach jaskini Chauveta oglądając naskalne malowidła przedstawiające
łowy pradawnych myśliwych, by po chwili przystanąć w sali byków jaskini Lascaux
i oglądać monumentalne tury namalowane przez pierwszych łowców ochrą i węglem
drzewnym ponad 17000 lat temu. To oni pierwsi zaczęli pisać kroniki tej
historii.
W czasie
zimowego przesilenia wraz z prasłowianami świętowałam w kniei wygraną boga
słońca nad ciemnością i rozpoczynałam sezon polowań na grubego zwierza,
wędrując po zamarzniętych bagnach w niedostępne wcześniej leśne ostępy.
Poznałam
Placyda, wodza wojsk cesarza Hadriana, który jako pierwszy spotkał jelenia z
białym krzyżem pomiędzy porożem, przyjął chrzest i ujarzmił lwy by wraz z
rodziną zostać straconym w rozżarzonym spiżowym wołu i jako św. Eustachy stać
się patronem myśliwych, aż do czasów, gdy waz z Sasami przybył do nas św.
Hubert.
Obserwowałam
jak Piastowie ustalają łowieckie prawa i próbują chronić przed wyginięciem
tury. Uczestniczyłam w królewskich łowach opiewanych w księgach przez Gala
anonima. Jeździłam konno i biwakowałam z myśliwymi na polowaniach u Hrabiego
Sapiehy, które po mistrzowsku uwieczniał na swoich płótnach Juliusz Kossak.
Wreszcie wraz z carami dynastii Romanowów wyruszałam na długie miesiące łowów w
Spalskiej puszczy.
Gdy słowa
barda ucichły sama zapragnęłam tworzyć historie i spisywać moją własną
myśliwska opowieść. W prezencie od męża otrzymałam piękną oprawianą w skórę
księgę, w której systematycznie zapisuję nasze myśliwskie przygody i
osiągnięcia.
/źródło/ |
Rozpoczęłam
od dnia, w którym z wynikiem pozytywnym złożyliśmy egzamin łowiecki,
opowiedziałam o naszym pierwszym wspólnym psie i skrzętnie zapisywałam
wszystkie podniesione przez niego sztuki zwierzyny grubej. Zanotowałam krótkie
informacje o polowaniach na których św. Hubert szczególnie nam darzył, o
łowisku, pozyskanej zwierzynie i krótkiej historii udanego polowania. Stronice
księgi ozdobiłam własnoręcznie kreślonymi grafikami wyobrażającymi zwierzęta i
sceny łowieckie, starając się, aby zawsze były tematycznie związane z treścią
zapisanej na stronie notatki.
Chciałabym
skrzętnie spisać każdą historię, każde polowanie i całe łowieckie życie, by u
kresu moich dni sięgnąć na półkę i cieszyć się wspomnieniami zapisanymi, strona
po stronie, w tej wielkiej księdze. Zostawić po sobie dla moich przyszłych
dzieci i wnuków osobliwą pamiątkę pełną ciekawych historii. Może nawet znajdą w
niej coś mądrego, z czego będę mogły czerpać po latach lub po prostu powiedzą:
"moja babcia i mój dziadek mieli ciekawe życie- oto dowód!"
Darz Bór!
Chciałabym kiedyś przejrzeć Księgę z Twoimi zapiskami. Musi być niezwykła! ;)
OdpowiedzUsuńJak na razie od samej, dość jeszcze krótkiej historii ciekawsze są ilustracje, mam nadzieję, że za parę lat będzie odwrotnie. Mimo to, zapraszam;)
OdpowiedzUsuń